No bo chyba nie ma się co łudzić - lato w tym roku wzięło urlop i pojechało na narty na biegun północny na zaproszenie Świętego Mikołaja :)
Pewnie z rok temu dostałam od Babci bryłki bursztynu - który sama za młodu zbierała nad Bałtykiem (a które to bryłki Dziadek potem w pocie czoła dziurawił) i leżały, leżały, leżały... A jakiś czas temu od Mamy Ojca Dyrektora dostałam bursztynowy naszyjnik przeznaczony do "rozbiórki".
Wczoraj upletłam naszyjnik - bursztynowy na lnianym sznurku w naturalnym kolorze. Jest prześliczny - zdjęcia nie oddają jego uroku.
Jest naprawdę piękny i kojarzy mi się z morzem :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię bursztyn.Mój wujek zawodowo zajmował się nim ,teraz robi to mój kuzyn.To prawda ,że zdjęcie nie oddaje jego piękna.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJest bardzo ładny. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOj, wierzę, wierzę, że w rzeczywistości jest piękniejszy, bo mogę to ocenić na żywca. Twoje prace są przęsliczne i nadal nie mogę sienimi nacieszyć :)) A bursztyn uwielbiam - uważam, że to taki (fantastycznie lekki!) kamień z duszą! z zamkniętymi w nim, promieniami słońca!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Piękna praca!Zazdroszczę;)Uwielbiam bursztyny, pasują do każdej pory roku według mnie. Pozdrawiam!:)
OdpowiedzUsuń