Fakt, że się nie narobiłam... Że tylko wziąć podstawę i przykleć... Ale po pierwsze primo: bursztyny własnoręcznie z morza wyratowane. Po drugie primo: pierwsze moje pierścionki!
I prócz tego, że zakładając drżę cała, czy aby drzewna łza nie odpadnie, baaaardzo zadowolona z nich jestem!
pięknie się prezentują, czekam na kolejne pierścionki, ja marzę o takim z dużym turkusowym oczkiem, podejmiesz wyzwanie? :)
OdpowiedzUsuńOj będzie ciężko :) Szukałam wczoraj po necie turkusowych bryłek ale jakoś nic mi nie pasi...
UsuńTakie to chyba najcenniejsze, jak własnoręcznie ratowane:)
OdpowiedzUsuńCudne !!!
OdpowiedzUsuńNie wiem czym kleiłaś ? moje niestety ciągle odpadają :(
wypróbowałam 5 rożnego gatunku kleju i ....:(
Życzę by Twój trzymał z całych sił
pozdrawiam
Kleiłam "Super Glue"... Zobaczymy jak będzie trzymał. Najwyżej będę nawiercać dziurku i dolutowywać :)
UsuńŚliczny ! Pozdrawiam i przy okazji zapraszam do siebie na wiosenną wymiankę :)
OdpowiedzUsuńPiękny pierścionek :)
OdpowiedzUsuńLadny pierscioneczek, z sercem robiony to bedzie sie trzymal.
OdpowiedzUsuńBardzo ładne są
OdpowiedzUsuńPrzepiękne! Najbardziej lubię takie nieszlifowane bursztyny. I jestem pod wrażeniem, że można jeszcze gdzieś na takie trafić :)
OdpowiedzUsuńNo nie dość że sama zrobiła pierścionek to jeszcze bursztyny sama znalazła :) Pięknie! Pozdrawiam i czekam na więcej pierścionków :)
OdpowiedzUsuńWyglądają niesamowicie,pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńAleż on okazały, Ty to masz szczęście, znależć taką bryłkę bursztynu wcale nie jest łatwo, ale co za satysfakcja, podwójna :)
OdpowiedzUsuńNo....i pięknie wyszło
OdpowiedzUsuń